***
-
O czym tak myślisz?
Araja
spojrzała na żołnierza powoli wracając do rzeczywistości.
Że też musiał przywlec się tu za mną.
-
Za nami był kiedyś sklep z narzędziami. Może znajdziemy coś przydatnego. – Nie
czekając na odpowiedź ruszyła we wskazanym przez siebie kierunku.
Połowa
budynku była zniszczona jednak druga część stała niemal nienaruszona. Araja
wspięła się po fragmencie muru przypominającym schody. Żołnierz poszedł za nią niepewnie rozglądając
się dookoła. Zaczął zastanawiać się, po co tu przyszedł. Zaraz po objęciu
dowodzenia wysłali do miasta dwóch zwiadowców, mimo, że mieszkańcy odradzali
taki ruch. Gdy tamci nie wrócili po kilku dniach, zaczęto ich szukać. Do dziś
nie wiadomo czy te dwie zakrwawione bryły, które znaleźli w pobliżu
supermarketu były nimi. Kiedy chłopak sobie o tym przypomniał zbladł i zaczął
żałować, że zdecydował się na tą swoistą wycieczkę. Araja w pyle znalazła kilka
arkuszy papieru ściernego i od razu wymyśliła dla niego zastosowanie.
Będzie idealny do wykończenia procy. Nie
lubię posługiwać się czymś, co nie wygląda na solidne i starannie wykonane.
Wypatrzyła
też leżącą pod ścianą, pustą torbę. Wrzuciła do niej kilka młotków, piłę i inne
narzędzia, które mogłyby przydać się w przyszłości.
Skoro już tu jestem muszę wziąć jak
najwięcej.
Kiedy
wyjrzała przez to, co kiedyś było oknem dostrzegła fragment sklepu spożywczego.
Może jest tam coś jeszcze do jedzenia?
Chłopak
natychmiast zorientował się o czym ona myśli.
-
Niedługo będzie ciemno. – Próbował zaprotestować, ale ona już zaczęła schodzić
po stromym murze. Ruszył więc za nią ciężko wzdychając. Dotarli bardzo szybko
przez jedną z ulic, której nie pokrywał gruz. Okazało się, że to, co widziała
przez okno było tylko jedną ścianą.
Szlag by to trafił.
Była
zawiedziona jednak nie poddała się. Stanęła przy wejściu i dokładnie przyjrzała
się rumowisku. Pomiędzy kawałkami betonu i stali mieniły się kolorowe paczki.
Zwierzęta na szczęście nie miały na nie ochoty. Postawiła torbę na wzniesieniu
i oboje zaczęli przekopywać sterty gruzu i zbierać znalezione przedmioty. Sól,
pieprz, bazylia, parę paczek chipsów, jakieś batoniki, znaleźli nawet balot
mąki, kilka konserw i całą masę bardziej lub mniej przydatnych artykułów. Kiedy
złożyli wszystko na kupę pojawił się problem. Araja stanęła nad zbiorami i
podrapała się po głowie.
Jak to dostarczyć do domu?
Nie
planowała tego wyjścia chciała się tylko pozbyć przydzielonego jej
„ochroniarza” i miała nadzieję, że wizja wycieczki do miasta skutecznie go
zniechęci do wiecznego chodzenia za nią. Problem bagażu rozwiązał się jednak
sam. Wiatr przyniósł kotłujące się między ruinami prześcieradło. Związała je na
końcach i zapakowała wszystkie mniejsze przedmioty.
Jak ja to zaniosę?
Zupełnie
zapomniała, że nie musi przecież dźwigać wszystkiego sama. Żołnierz bez słowa
chwycił torbę z narzędziami i złapał pod rękę balot mąki. Araja zawiesiła sobie
pakunek na plecach i zagwizdała by przywołać do siebie kotkę. Szara najeżona
kuleczka stała nieruchomo cicho prychając. Dziewczyna podeszła bliżej wyraźnie
czując zapach rozkładającego się ciała. Spod gruzów wystawała nadgryziona dłoń.
Czas okrutnie obchodził się z pozostawionymi w ruinach ciałami. Araja chciała
sprawdzić, kim był ten nieszczęśnik jednak wiedziała, że nie są w stanie
podnieść betonowej płyty, pod którą skonał. Chwyciła kotkę i mocno ją
przytuliła. Pospiesznie oddaliły się od tego miejsca. Po chwili dogonił je
żołnierz.
-
O co chodzi z tym całym lasem? Nikt tam nie chce iść. Jak dla mnie wcale nie
wygląda jakoś szczególnie przerażająco.
Araja zignorowała jego pytanie licząc, że
jeśli nie odpowie to ten przestanie gadać.
-
Tutaj też nie widziałem nic groźnego. Myślę, że tamci mieli po prostu pecha,
albo się upili, a lisy tylko skorzystały z okazji.
Lawinie
słów nie było końca. Kilka razy próbowała uciszyć go spojrzeniem, ale nie
reagował. Ciągle zadawał pytania choć powinien już dawno się domyślić że ona i
tak mu nie odpowie.
Pozabija nas…
Gdy
byli już na skraju rynku Araję ostrzegło dziwne zachowanie kotki. Ta przyległa
do jej nóg i nerwowo rozglądała się na boki. Dziewczyna zwolniła wytężając
wszystkie zmysły by zlokalizować źródło zagrożenia. Żołnierz nawet tego nie
zauważył, szedł dalej cały czas gadając. Dopiero po chwili zorientował się, że
nie ma nikogo obok siebie. Gdy się odwrócił do uszu Araji dotarł cichy odgłos
pazurów stukających w betonowe resztki budynku. Za murem zauważyła parę
olbrzymich kocich uszu. Potem wszystko potoczyło się błyskawicznie. Wielkie
cielsko wyległo z ukrycia poruszając się z niesamowitą prędkością. Żołnierz nie
był w stanie uciec, stał jak sparaliżowany wpatrując się w wielkie
hipnotyzujące żółte oczy. Araja omiotła wzrokiem ziemię wkoło siebie.
Powinnam go ratować.
Potężne tylne łapy poderwały zwierze do skoku.
Olbrzymi kot zawisł w powietrzu z rozpostartymi łapami na końcach, których
lśniły długie zakrzywione pazury.
Działaj!!!
Dusza
Araji krzyczała, gorąca krew z ogromną prędkością wypełniła żyły w jej
kończynach.
Na przód!!!
Poczuła
przypływ olbrzymiej siły. Uwielbiała to. Strach odszedł gdzieś daleko ustępując
miejsca potężnej istocie mieszkającej w jej sercu.
Teraz!!!
Jednym
szybkim ruchem złapała leżący na ziemi pręt i przykucnęła pod kotem odpychając
żołnierza. Mocno zaparła metal o ziemię. Trwało to zaledwie kilka sekund, ale
ona czuła jakby mijała cała wieczność. Pręt wszedł w ciało kota tuż pod łapą
jednak olbrzymie zęby zdołały dosięgnąć ramienia dziewczyny. Araja krzyknęła z
bólu. Nie wiadomo skąd pojawiła się szara kotka. Przeskoczyła przez plecy
swojej pani i wbiła ostre jak szpilki pazurki w nos napastnika. Olbrzymi kot
zaryczał wściekle, ale był tak zdziwiony tym zuchwałym atakiem, że zwolnił
uścisk. Upadł u stóp dziewczyny. Żołnierz natychmiast podbiegł do niego
dobywając noża.
-
Nie! – Z ust Araji wydobył się przeraźliwy niemal nieludzki krzyk. Chłopak
zamarł w połowie kroku. Araja przywarła do piersi bestii szukając oznak życia.
-
Przecież to coś o mało cię nie zabiło! – Wykrzyczał wskazując ostrzem na leżące
wśród pyłu ciało. Nic nie odpowiedziała, tylko spojrzała na niego z pogardą.
Gdyby nie on nie musiała bym tego robić.
Gładziła
futro na szyi zwierzaka, a w powietrzu unosił się metaliczny zapach krwi.
Zwierze z wyglądu przypominające połączenie lwa i tygrysa złapało jeden
niezwykle płytki oddech. Araja uniosła się czując, że jest jeszcze szansa. Nie
zwracała już uwagi na płynącą po ramieniu krew teraz liczyło się tylko to, aby
uratować życie temu niezwykłemu zwierzęciu. Przyjrzała się dokładnie ranie.
Pogładziła zwierze po wielkim łbie i jednym szybkim ruchem wyciągnęła z jego
ciała żelastwo. Po okolicy rozniósł się ryk tak przerażający, że szara kotka
schowała się pod fragmentem blachy, która była kiedyś dachem, a żołnierz zbladł
jeszcze bardziej, choć zapewne gdyby się zmieścił chętnie dotrzymałby jej
towarzystwa. Araja jednak nawet nie drgnęła. Urwała spory kawałek materiału ze
swojej sukienki i dokładnie obandażowała ranę pozostałą po pręcie. Krew tylko
delikatnie się sączyła, więc miała nadzieję, że nie uszkodziła żadnych ważnych
naczyń krwionośnych. Nagle poczuła, że opuszczają ją siły.
Nie teraz.
Obraz
stawał się coraz bardziej zamazany.
Raz, dwa, trzy…
Wzięła
kilka głębokich oddechów powoli wracając do rzeczywistości. Żołnierz podbiegł
do niej ściągając z siebie koszulę. Dokładnie owinął krwawiące ramię. Araja
poczuła ciepło jego dłoni na swojej skórze, nie miała już siły protestować.
Chwiejnym krokiem odeszła od wielkiego kota i oparła się o fragment muru.
Przymknęła oczy. Chłopakowi wydawało się, że śpi ona jednak cały czas była
czujna. Wiedziała, że muszą wracać, ale potrzebowała trochę czasu by mieć dość
energii aby wydostać się z pokrywających całą okolicę ruin. On natomiast
pogrążył się w rozmyślaniach i cały czas obserwował ciało, które jeszcze przed
chwilą wydawało mu się olbrzymią maszyną do zabijania. Usiłował zrozumieć cel
działania tej niezwykłej dziewczyny jednak jakby sobie tego nie tłumaczył
zawsze wydawało mu się to bezsensownym narażaniem życia. Nie miał jednak odwagi
jej tego powiedzieć. Nie minęło wiele czasu nim Araja odzyskała siły. Nim się
zorientowali zapadła ciemność. Noc przyniosła ze sobą zapach grozy i dzikie
wrzaski ofiar i ich oprawców. Rozpoczęło się polowanie – swoisty rytuał
dzikości przy srebrzystej poświacie księżyca. W mieście nie było już
bezpiecznego miejsca. Araja wstała lekko się chwiejąc. Bestia również podjęła
próbę uniesienia swojego olbrzymiego ciała. Z początku niezbyt jej się to
udawało, ale za którąś z kolei próbą usiadła na tylnych łapach.
Przydałaby się pochodnia. Z czego zrobiłby
ją tata?
W
uszach jej szumiało, a przed oczami pojawiły się czarne plamki musiała bardzo
wytężyć siły by nie upaść na ziemię. Musiała się spieszyć. Zupełnie zapomniała,
że nie jest sama. Rozpięła kok i wyjęła ukryty w nim malutki scyzoryk. Długie
blond włosy opadły kaskadami na ramiona całkowicie przykrywając plecy. Żołnierz
kierowany przeświadczeniem, że nie wolno jej ufać lub bardziej zwykłym
służbowym przyzwyczajeniem chwycił ją za nadgarstek, w którym trzymała
niewielkie ostrze. Araja natychmiast oprzytomniała, a rana na ramieniu dała o
sobie znać w postaci ostrego kującego bólu. Ona jednak już nie zwracała na
niego uwagi czuła się zagrożona, więc jej ciało zadziałało instynktownie.
Jednym szybkim ruchem wywinęła się i po chwili siedziała na nim okrakiem całą
sobą przyciskając umięśnioną pierś żołnierza do ziemi. Sięgnęła za siebie i z wiszącej
u jego pasa pochwy wyjęła nóż. Przyłożyła zimne ostrze do jego gardła.
-
Nie raz już zabiłam! – Wysyczała mu wprost do ucha. – Zabawnie było by zginąć z
gardłem poderżniętym własną pamiątką rodzinną…
Jego
myśli wędrowały jednak zupełnie w innym kierunku. Rozkoszował się widokiem jej
złocistych włosów, które wydawały się błyszczeć w świetle księżyca i wsłuchiwał
się w jej miarowy oddech. Głośno wciągnął powietrze do płuc smakując jej
zapachu, a pachniała lasem, wolnością. Poczuła jego dłonie na swoich udach. Z
trudem opanowała wściekłość, która kazała jej podciąć mu gardło.
-
Jesteś piękna…
-
Nie dotykaj mnie! – Uderzyła go rękojeścią w dłoń.
-
Przepraszam – położył dłonie wzdłuż ciała i dopiero teraz zorientował się w jak
tragicznej sytuacji się znalazł. Ta wątła z pozoru kobieta mogła jednym ruchem
ręki sprawić by już nigdy nie zobaczył tego świata, a on zachował kompletnie stracił
dla niej głowę. Spojrzała na niego zimnym, pozbawionym uczuć wzrokiem.
Zrozumiał wtedy, dlaczego nie mógł jej zabić. Miała niesamowicie piękne oczy.
Długie rzęsy okalały lazurowy błękit tęczówek jednak jej spojrzenie było
martwe. Zmieniało się tylko nieznacznie, gdy używała siły jednak ciągle było
puste. Nie zależało jej na życiu była niczym duch. Zaczął się zastanawiać, co w
takim razie daje jej taką niesamowitą siłę. Wstrzymał oddech nie mogąc już
znieść tego zimnego spojrzenia. Po chwili z niego zeszła. Szara kotka
obserwowała ich z dystansu.
-
Nie wiem, dlaczego jeszcze cię nie zabiłam…. Jesteś głupi, ale inni niż tamci.
Ja cię tu przyprowadziłam i moim zadaniem jest odstawić cię całego do domu.
Takie było prawo mojego ojca, ale co ty możesz wiedzieć o prawie. – Prychnęła z
pogardą. – Powinniśmy schronić się w lesie, ale żeby pokonać tą drogę
potrzebujemy światła.
Obcięła
gruby pas materiału ze swojej sukienki zauważając, że za chwilę niewiele z niej
zostanie i dokładnie oblała go olejem znalezionym w sklepie. Owinęła tak
przygotowaną szmatę na trzonku po jakimś narzędziu. Żołnierz wyjął skrywane w
kieszeni zapałki. Po chwili rozbłysło jasne światło rzucając falujące cienie na
gruzy. Sukienka nie sięgała już nawet do połowy uda. Chłopak zatrzymał wzrok na
jej pokrytej bliznami po oparzeniu nodze więc zasłoniła ją płaszczem. Strasznie
ją irytował, ale coś wewnątrz jej ciała podpowiadało, że może się jeszcze
przydać. Podeszła do olbrzymiego kota i pogładziła go po głowie. Dopiero teraz
mu się przyjrzała. W rzeczywistości była to kotka i Araja zachwyciła się jej
lśniącym futrem. Jej ufność wobec dziewczyny była nadzwyczajna.
-
Musisz wstać tu nie jest bezpiecznie. – Mówiła do niej spokojnym melodyjnym
głosem. – Wiem, że cię skrzywdziłam, ale chcę to naprawić. – Kotka otarła
olbrzymim pyskiem o jej nogę i z jękiem wstała. Jej głowa sięgała ramienia
dziewczyny. Chłopak patrzył na to niezwykłe zjawisko obserwując każdy ruch
swojego niedoszłego zabójcy. Zazdrosna kicia otarła się o nogi swojej pani.
Araja wsadziła ją do kaptura w płaszczu i podrapała bestię za uchem, a ta
odpowiedziała na tą delikatną pieszczotę głośnym pomrukiem.
-
Kim ty jesteś? – Powiedział niemal bezgłośnie sam do siebie, ale ona doskonale
go słyszała. Nie odpowiedziała jednak tylko ruszyła naprzód oświetlając sobie
drogę światłem ognia tańczącego na pochodni. Droga nie była łatwa, co jakiś
czas przystawali nasłuchując, gdy powietrze przeszywał mrożący krew w żyłach
wrzask ofiary i odgłosy uczty. Na ich szczęście tutejsze zwierzęta omijały
nawet najmniejszy ogień szerokim łukiem nawet wielki kot trzymał się nieco z
boku. Kiedy dotarli do lasu Araja rozluźniła się. Drzewa z początku nie były im
przychylne, musieli przedzierać się przez splecione ze sobą gałęzie. Lżej
zrobiło się dopiero, gdy dotarli do ścieżki – miejsca, które codziennie
pokonywały jelenie w drodze do wodopoju. Araja zatrzymała się w połowie drogi.
Ja chyba zwariowałam. Jeśli on okaże się
niegodny zaufania zniweczę wszystkie swoje plany…
Ramie
zabolało ją tak mocno, że aż się zachwiała. Poczuła na biodrach podtrzymujące
ją dłonie. To ją tylko zirytowało.
-
Dlaczego za mną idziesz!? – Wykrzyczała nie mogąc już dłużej dusić w sobie tego
pytania. Żołnierz westchnął.
-
Myślisz pewnie, że to przez ten rozkaz, ale tak wcale nie jest. Po prostu
jestem ci to winien. Naprawdę możesz mi zaufać.
Spojrzała
mu głęboko w oczy coś w jej wnętrzu mówiło, że to, co jej wyznał jest prawdą.
Postanowiła zaufać instynktowi.
W sumie przydałoby się źródło informacji.
-
Jak masz na imię? – Zapytała przerywając ciszę.
-
Jestem Mat. – Odpowiedział cicho.
Mat…, czego ode mnie chcesz?
Dotarli
wreszcie do polany.
Bestia położyła się u stóp grobu, a
szara kotka usiadła na jego najwyższej części i bacznie się jej przyglądała. Mat
rozejrzał się dookoła dopiero po chwili zorientował się gdzie jest. Nie
potrafił zrozumieć jak taka szczupła dziewczyna mogła dokonać czegoś, z czym on
z pewnością sam by sobie nigdy nie poradził. Araja usiadła na trawie
przyciskając prowizoryczny opatrunek do rany. Traciła dużo krwi. Zachowywała
świadomość tylko dzięki silnej woli.
-
Trzeba się tym zająć. – Chłopak usiadło obok niej. Nic nie odpowiedziała.
Będzie dobrze, nie potrzebuję pomocy.
-
Jest tu jakaś woda?
Ciemność
i mgła znowu zaczęła zasłaniać jej wzrok. Coś z jej wnętrza mówiło jej, że
jednak tej pomocy potrzebuje. Wyzdrowieje szybko, jeśli się nie wykrwawi.
-
Za tamtym dębem jest strumień. – Podała mu skórzaną manierkę, którą zawsze
nosiła przy pasku. Po chwili została sama. Słyszała tylko szeleszczące w trawie
kroki Mata i ciężki oddech bestii. Zamknęła oczy starając się złapać w płuca
jak najwięcej powietrza. Miała wrażenie, że się oddala. Po chwili poczuła
ciepły dotyk dłoni chłopaka na swoim ramieniu. Ostrożnie zdjął prowizoryczny
opatrunek.
-
Musisz to zdjąć. – Pociągnął lekko za ramiączko sukienki. Zawahała się.
A niby jak miałby cię opatrzyć? O czym ty
głupia myślisz?
Zdjęła
płaszcz
-
Możesz rozpiąć zamek? – Odsłoniła zapięcie, odgarniając włosy. Ręce Mata
zadrżały, a po chwili usłyszała zgrzyt zamka. Ramiączka sukienki opadły
odsłaniając jej idealnie mleczną cerę, która teraz cała była pokryta czerwonymi
plamami krwi. Poczuła się nieswojo. Nawet matka nie chciała na nią patrzeć, a
teraz obok siedział chłopak niewiele starszy od niej. Zadrżała, gdy uklęknął
przed nią. Zasłoniła się rękoma. Nie wstydziła się tak swoich nagich piersi jak
olbrzymiej blizny pomiędzy nimi.
-
Musisz zabrać ręce, jeśli mam coś z tym zrobić. – Uśmiechnął się do niej
delikatnie, próbując pokazać, że nie ma złych zamiarów. Jej ręce powoli opadły
opierając się na udach. Oczy Mata spoczęły na czerwono-białej szramie. Araja
natychmiast zasłoniła się fragmentem sukienki.
-
Przepraszam. Doskonale pamiętam jak ona powstała. – Położył dłoń na jej ręce i
delikatnie, ale zdecydowanie przesunął ją w dół. Wyjął ze swojej podręcznej
żołnierskiej torby woreczek, który służył mu za apteczkę i urwał kawałek gazy,
który moczył w wodzie oczyszczając ranę. Zabandażował jej rękę z niezwykłą
wprawą. Araja zrozumiała, że nie był żołnierzem, który walczył, ale
sanitariuszem. Z reszty sukienki wyciął pas materiału i zrobił temblak. Z
początku nie chciała się zgodzić na unieruchomienie ręki, ale zmieniła zdanie,
gdy przekonała się, że to uśmierza ból. Zmienili też opatrunek wielkiemu kotu,
który z niezwykłą ufnością pozwolił robić, co tylko chcieli. Mat zebrał trochę
chrustu i pochodnią rozpalił małe ognisko. Araja podała mu jeden z batoników,
które znaleźli w mieście.
-
Nie widziałem jeszcze takiego zwierzęcia. Nie rozumiem, po co narażałaś życie.
Przecież w każdej chwili może nas rozszarpać.
W
Araji zapłonęła wściekłość, gdy usłyszała te słowa. On dalej nic nie rozumiał,
nie chciał zrozumieć.
-
Jesteś taki sam jak oni! – Wrzasnęła zrywając się z miejsca. – Gdybyś nie
paplał bez opamiętania nic by się nie stało. Ona chce tylko przeżyć tak samo
jak my i ma do tego równe prawo. – Odchodząc od ogniska posłała mu puste
spojrzenie, choć Mat był przekonany, że pełne jest pogardy. Jak tylko to
możliwe owinęła się płaszczem i przywarła do wielkiego kota. Zaczęła zasypiać
czując jak ciepło jego ciała ogrzewa jej skórę. Szara kotka patrzyła na
chłopaka zza ognia. Miał wrażenie, że te oczy nie należą do zwierzęcia, ale
jakiejś niezwykle mądrej osoby. Pokiwała na boki szarym łebkiem jak
nauczycielka zasmucona złym zachowaniem swojego wychowanka i odeszła do swojej
pani. Mat nie czuł się pewnie. Otaczał go złowrogi las, o którym osadnicy
opowiadali mu straszliwe historie. Do obrony miał tylko nóż myśliwski
pozostawiony mu przez ojca. Jakby tego wszystkiego było mało kilka kroków od
niego spała wielka najeżona zębami i pazurami maszyna do zabijania. Nawet widok
wtulonej w nią dziewczyny wcale go nie uspokajał.