***
Najpierw usłyszała szepty, potem glosy
stawały się coraz wyraźniejsze.
-
A co z tym? – Wysoki żołnierz kopnął bezwładne ciało. Wszyscy stali w
milczeniu. Najeźdźcy dopięli swego i nikt nie miał zamiaru się sprzeciwiać. Co
niektórzy pomyśleli nawet, że teraz będzie lepiej, a stawanie oporu nie ma
najmniejszego sensu. Jeden z żołnierzy schylił się do innego, który widocznie
był przywódcą i przez chwilę rozmawiali w obcym języku.
-
Na pal! Żeby nikt nie miał wątpliwości, kto tu rządzi! – Przetłumaczył po
chwili.
-
Nie wolno wam! – Odezwała się nagle podnosząc głowę znad twarzy zmarłego.
Olbrzymia siła rozlała się niczym słodki nektar po jej ciele, a głos
przypominał ryk dzikiego zwierzęcia. Ktoś złapał ją za włosy i ociągnął do
tyłu. Jeszcze ten jeden raz musiała wytężyć siły. Na chwilę przeszył ją
niewyobrażalny ból, ale szybko się pozbierała i skoczyła do ciała chwytając je za ciepłe jeszcze ramiona
próbowała wyciągnąć je z tłumu. Gdy jeden z żołnierzy spróbował jej
przeszkodzić rzuciła się na niego z taką siłą, że oboje upadli na ziemię.
Oparła kolana na jego piersi i zacisnęła wątłe ręce na szyi. Wierzgał, ale ona
nie zamierzała puścić. Widziała jak próbuje złapać oddech. Wyglądał jak ryba
wyrzucona na brzeg. Zacisnęła ręce jeszcze mocniej. Jego twarz przybrała kolor
purpury. Ktoś kopniakiem w żebro zrzucił ją z mężczyzny, ale ona jakby tego nie
zauważyła. W mgnieniu oka przywarła do ciała usiłując zabrać je jak najdalej od
tych okrutnych ludzi. Za każdym razem, gdy ktoś próbował ją odciągnąć z jej ust
wydobywał się nieludzki krzyk, niemal wycie. Ludzie z osady zaczęli szeptać, że
wstąpił w nią sam diabeł. Może mieli racje? W tym momencie nic nie było w
stanie jej zatrzymać. Chcieli ją obezwładnić, ale nie potrafili zadać
śmiertelnego ciosu. Krępy żołnierz podbiegł do niej i chwycił za ramiona, ale
ona w mgnieniu oka wyrwała się z jego objęć. Ręka sama wyprowadziła cios. Po
chwili usłyszała głuche pęknięcie. Mężczyzna przyłożył dłoń do nosa i zaklął
głośno. Spojrzała na niego z demonicznym uśmiechem. Walka trwała. Ziemia
zaczęła nasiąkać krwią. Ta wątła istota złamała już nos kilku żołnierzom, paru
poddusiła na tyle, że nie mieli już sił by stanąć do walki, a wydawałoby się,
że sama ma jeszcze niezliczoną ilość energii. Żołnierze odciągali ją od ciała,
a ona wyrywała się im i przylegała do niego jakby chciała ukryć je w ramionach
i uchronić przed całym złem tego świata. Poruszenie wśród tłumu narastało.
Przywódca znów zaczął żywo dyskutować ze swoim tłumaczem. Oboje stali w
bezpiecznej odległości z dwoma wartownikami u boku.
-
Zostawcie ją. Niech wie, co to moja łaska – przetłumaczył chudy wysoki
mężczyzna. – Zresztą cieszcie się! Odwali za was brudną robotę. – Dokończył
tłumaczenie, a gruby przywódca z niezliczoną ilością orderów na piersi zaczął
się śmiać, a w tym śmiechu było coś, co paraliżowało wszystkich dookoła. Ona
jednak nie zwracała na to uwagi. Zbierając resztki sił zaciągnęła ciało w
gęstwinę, a potem była już tylko ciemność.
***
Powoli zaczęła wracać do siebie.
Siedziała z kamienną twarzą, a łzy spływały jej po policzkach. To było jedyne
miejsce, w którym pozwalała sobie na takie chwile słabości. Łzy oczyszczały
duszę i dawały ukojenie, którego tak potrzebowała. Najważniejszy był plan.
Reszta sama się ułoży. Kicia upolowała sobie polną myszkę, która wychodząc na
śniadanie nie spodziewała się ataku. Siedziała teraz ze swoją zdobyczą w pysku
i przyglądała się swojej pani. Po chwili jednak, gdy doszła do wniosku, że
wszystko jest w porządku zabrała się za jedzenie rozrywając małe ciałko na
kawałki. Dziewczyna potrząsnęła kilka razy głową i wytarła z policzków mokre
smugi. To z pewnością nie był czas na to żeby się załamać. Cieszyła się jednak,
że wspomnienia powoli wracają. Musiała przecież przypomnieć sobie, kto zasłużył
na śmierć z jej rąk.
-
Czas wracać. Może i ja coś upoluje. – Araja zaśmiała się słysząc własne słowa.
Niby, czym miałabym to coś upolować?
Przecież nie będę goniła królika z nożem w ręku.
Żałowała,
że musiała ukryć łuk, ale gdyby tego nie zrobiła żołnierze z pewnością by go
jej odebrali, a była pewna, że kiedyś będzie jej bardzo potrzebny
Kiedy szła w stronę domu myśli
zaprzątało jej stworzenie projektu broni, z której mogłaby polować chociaż na
coś małego. Kury i świnie powoli się kończyły, a żołnierze dalej jedli bez opamiętania
nie myśląc o przyszłości. Pierwsza przyszła jej na myśl mała kusza, ale nie
miała zielonego pojęcia jak ją zrobić zresztą była pewna, że nawet gdyby jej
się udało okupanci i tak nie pozwolili by jej używać takiego narzędzia. Chwila
nieuwagi i świat zawirował. W ułamku sekundy przed oczyma zobaczyła ziemię
pokrytą tysiącami sosnowych igiełek. W ostatniej chwili wyciągnęła ręce by
uchronić się przed skutkami upadku. Kicia podbiegła by sprawdzić czy nic jej
się nie stało. Gdy ustaliła już swoim zimnym, mokrym nosem, że jej pani nic nie
jest usiadła przy gałęzi.
Pieprzony badyl!
Araja
rozcierała stłuczoną kostkę. Wysokie buty uchroniły ją przed urazem, ale
mięśnie i tak pulsowały jakby chciały przerwać skórę. Spojrzała na winowajcę
swojego nieszczęścia i nagle w jej oczach rozbłysły iskierki. Gałąź miała
kształt litery Y.
-
Proca! – Krzyknęła porywając zdziwioną kotkę do góry – Jak mogłam o tym nie
pomyśleć. Chwyciła gałąź i dokładnie się jej przyjrzała, po czym wyrzuciła ją z
niezadowoleniem. Suche drewno nie nadawało się do wykonania jej planu. Musiała
znaleźć coś lepszego. Otrzepała się z igieł, które powchodziły w oczka
wydzierganego na drutach płaszcza.
Bliżej osady rosną przecież drzewa
liściaste. Tam na pewno znajdę coś odpowiedniego.
Ludzie
krzątali się wokół swoich domów, rozpoczynając leniwie wiosenne porządki. Komuś
z zagrody uciekła świnia powodując mnóstwo zamieszania.
To chyba ostatnia.
Araja
dobrze pamięta jak jej ojciec z paroma innymi mężczyznami chodzili skrajem lasu
łapiąc zwierzęta, które uciekły z gospodarstw. Miały im zapewnić posiłek gdyby
skończyły się zapasy, ale żołnierze mieli na ten temat inne zdanie. Dziewczyna
podeszła do zwierzęcia i podrapała je za uchem.
-
Przykro mi… - popatrzyła jej głęboko w oczy. Zwierze odpowiedziało smutnym
spojrzeniem, ale bez żadnych oporów wróciło do zagrody. Nikt nie zwrócił na to
uwagi. Jakieś dwie starsze kobiety kłóciły się o kurę, która uciekła z nie
wiadomo czyjego kurnika.
Dzień na uciekanie? Czyżby zwierzęta
podzielały moje zdanie i miały dość?
Kłótnia
przybrała zabawny obrót – kobiety zaczęły wyrywać sobie ptaka. Biedna kura nie
wiedząc, co robić zaczęła udawać martwą, co zmieniło bieg sprzeczki. Teraz
kłótnia była o to, kto zabił nieszczęsną ptaszynę. Araja uśmiechnęła się do
siebie.
I po co się kłócić, skoro większość jajek i
tak zabiorą żołnierze. Dobrze będzie jak zostawią im, choć jedno. Głupie baby…
Wiedziona
zapachem pieczonego ciasta drożdżowego weszła do chaty swojej dawnej opiekunki.
-
Witaj dziecko! – Kobieta podeszła i uściskała ją jakby nie widziały się od
kilku lat.
-
Dzień dobry pani Stasiu. – Odwzajemniła uścisk. Są jednak w osadzie ludzie,
którym jeszcze na niej zależy. Tęga kobieta wyjęła placek z ceglanego pieca i
ukroiła spory kawałek.
-
Koniec świata czy nie, dobra drożdżówka w niedzielę zawsze musi być. –
Uśmiechnęła się i podała przysmak swojej wychowance. Araja zjadła ciasto ze
smakiem przypominając sobie, że nie jadła jeszcze obiadu. Szara kotka otarła
się o nogi pani Stanisławy.
-
Ty też byś chciała?- Zaśmiała się kobieta i położyła na podłodze mały kawałek
ciasta. Kotka zamruczała z zadowolenia. Araja cieszyła się, że zapach ciasta
przywiódł ją do tego domu. Obie długo rozmawiały o przeszłości. Na podłodze w
sąsiednim pomieszczeniu bawiła się mała dziewczynka. Była wnuczką starszej
kobiety. Jej rodzice nie mieli tyle szczęścia, co ludzie w osadzie – zginęli w
czasie ataku.
-
Powinnam już iść… Mam coś jeszcze do załatwienia. – Araja ucałowała swoją
opiekunkę w policzek.
-
Dobrze, dobrze tylko uważaj na siebie!
Skinęła
tylko głową wiedząc, że nie będzie w stanie dotrzymać słowa. Między blokami
rosły dwie duże leszczyny. Dziewczyny zawsze zbierały z nich orzechy na koniec
lata. Kiedy przyglądała się rozłożystym konarom przypomniała sobie jak tata
opowiadał jej o tym jak w dzieciństwie robił z kolegami proce i psocił się
sąsiadom. Powiedział wtedy, że drewno z tych drzew jest najlepsze, bo jest
giętkie, a zarazem wytrzymałe. Zaczęła rozglądać się za odpowiednią gałęzią.
Wreszcie znalazła taką, która wydawała jej się idealna. Po kilku próbach udało
jej się ją ułamać, czemu towarzyszył głośny trzask. Jeden z żołnierzy podszedł
szybkim krokiem by sprawdzić, co się dzieje.
-
Co to? – Zapytał z dziwnym akcentem.
-
Gałąź. Nie widać?
-
Nie rób ze mnie idioty. – Złapał ją za ramię mocno potrząsając. Kotka siedząca
w krzakach zasyczała ostrzegawczo. Nie lubiła tych mężczyzn. Chcąc zrobić Araji
na złość nie raz próbowali ją zabić, ale zawsze była sprytniejsza. W
dziewczynie, aż się zagotowało i nie chodziło jej o ból, który przeszywał jej
ramie. Nienawidziła, gdy któryś z nich ją dotykał.
-
Puszczaj! Muszę pogadać z twoim szefem! – Wrzasnęła próbując się wyrwać.
-
Jak dla ciebie to z „moim panem”! Zresztą Najwyższy Żołnierz nie ma teraz dla
Ciebie czasu, więc Cię nie puszczę.
-
Zobaczymy! – Araja z całej siły naparła do przodu by w ułamku sekundy uderzyć
całym ciałem w zdezorientowanego żołnierza. Podziałało zgodnie z planem.
Mężczyzna zachwiał się i poluzował uścisk wtedy szarpnęła jeszcze raz i udało
jej się oswobodzić. Gdy próbował zebrać myśli kotka z nieukrywaną satysfakcją
uczepiła się jego nogi i kilka razy zatopiła małe, ale ostre jak szpilki ząbki
w jego łydce. Zanim zdążył zareagować ukryła się w krzakach.
-
Przeklęty kot! – Zapominając o swoim zadaniu napastnik dał nura między gałęzie
usiłując złapać będący, co chwilę w innym miejscu szary ogon. Araja ruszyła z
podniesioną głową w stronę domu, w którym mieszkał Najwyższy Żołnierz.
-
Ta dziewucha w końcu sprowadzi na nas kłopoty. – Szepnęła kobieta siedząca na
progu swojego domu.
O tak kłopoty to moja specjalność.
Popchnęła
drewniane drzwi bez uprzedniego pukania. Mężczyzna w średnim wieku siedział za
stołem zajadając się jajecznicą z boczkiem. Usługiwały mu dwie dziewczyny z
osady. Spojrzały na nią pogardliwie.
Dawać dupy za miskę zupy… to zdanie nabrało
dosłownego znaczenia w tych parszywych czasach…
Araja
szybko odgoniła myśli gdyż drzwi skrzypnęły, co zwiastowało nadejście ochrony.
Żołnierz,
który zaatakował ją przy leszczynie wpadł do środka znowu łapiąc ją za ramiona.
-
Przepraszam! Już ją stąd zabieram. – Ukłonił się nisko, ale Araja nie miała
zamiaru nigdzie odchodzić. Wykorzystała moment i wbiła łokieć pomiędzy jego
żebra. Mężczyzna zwinął się z bólu przeklinając w dwóch językach. Najwidoczniej
przedstawienie bardzo spodobało się Najwyższemu, bo skinieniem ręki kazał mu
odejść. Teraz był czas na działanie.
-
Czego? – Mężczyzna uniósł jedną brew i spojrzał na nią małymi oczkami, które
niemal ginęły na wielkiej tłustej twarzy.
-
Chcę polować, a te twoje sługusy mi tego zabraniają! – Wrzasnęła, bo przecież,
co za różnica czy awantura zacznie się właśnie teraz czy za parę sekund.
Mężczyzna spojrzał na nią znad kieliszka z winem i jadł dalej.
Jakby to, że tutaj stoję nie było
wystarczająco upokarzające.
Mimo
bombardującej ją fali złości stała dalej niewzruszona nie dając po sobie
poznać, że ją uraził. Pomyślała, że czas na odwet więc usiadła okrakiem na krześle
naprzeciwko niego doskonale wiedząc, że może to go rozzłościć, ale zupełnie jej
to nie obchodziło.
-
Jak Ty sobie wyobrażasz kolejną zimę? Twoi żołnierze żrą jakby siedzieli przy
wiecznie napełniającym się stole. Niedługo ludzie z osady zaczną umierać z
głodu, a wy zdechniecie razem z nimi!
Mężczyzna
dalej nie odpowiadał, ale teraz już na nią patrzył. Jego twarz przybrała
zabawny wyraz. Wyglądał teraz jak dziecko, któremu rodzice mówią, że nie
dostanie lizaka. Widocznie dotarło do niego, że niedługo nie będzie miał, czym
uzupełniać tego swojego wiecznie pustego żołądka.
-
Tylko ja nie boję się iść do miasta czy lasu. – Ciągnęła dalej Araja – I
doskonale wiem, że to tylko, dlatego jeszcze mnie trzymacie. Jednak zapasy w
mieście się kończą. Gdyby nie te biedne dzieci wcale bym tutaj nie przyszła. –
wyraźnie zaznaczyła ostatnie zdanie - Potrzebuję tylko procy. – Ucięła, bo
wydawało jej się, że ten facet i tak nie do końca rozumie, o czym ona mówi.
-
Moje, co chciał będę. – Odezwał się nagle odkładając sztućce. – Dać, co ona
potrzebować i pilnować – wskazał na młodego żołnierza, który właśnie wszedł do
środka. Przez chwilę stał nie wiedząc co powiedzieć po czym dygnął lekko i
zasalutował.
No i wyszło na moje. Tylko będę musiała
pozbyć się tego ogona.
Młody
uśmiechnął się krzywo i otworzył jej drzwi wskazując by wyszła.
-
Po coś jej pozwolił?! – Usłyszała za sobą podniesiony głos Tłumacza.
-
Cicho! Oni zjadać wszystkie mięso! Ty chcieć iść polować sam? Ona i tak zginąć.
Boją się. To dobrze.
Więcej
nie usłyszała. Byli już za daleko.
-
Co potrzebujesz?
-
Nóż, porządny nóż. – Araja spojrzała na rękojeść wystającą z pochwy umocowanej
przy pasie żołnierza. Ten bezwiednie położył na nim dłoń jakby chciał uchronić
coś bardzo cennego.
-
Pamiątka rodzinna? Oddam w nienaruszonym stanie. – mruknęła nawet na niego nie
patrząc.
Chłopak
nic nie odpowiedział. Wyjął nóż i podrzucił go w powietrzu chwytając za ostrze,
a rękojeść kierując w stronę dziewczyny.
-
Dziękuję! - Pobiegła poszukać gałęzi, którą upuściła podczas szamotaniny.
Irytowało ją to, że młody mężczyzna nie odstępował jej ani na krok.
-
Znalazłam! – Pomachała kijem kotce przed nosem, a ta wydała z siebie dźwięk
mogący znaczyć „Nie zachowuj się jak dziecko”. Araja przycięła gałąź na
odpowiednią długość. Ostrożnie spojrzała za siebie.
A ten ciągle tu siedzi. Mam tego dość.
-
Ale już późno! – Spojrzała w górę udając zmartwienie tym, że spóźniła się do
domu, choć sama czuła, że kiepsko jej to wyszło. Żołnierz nawet nie zdążył nic
powiedzieć. Odwróciła się i pobiegła w stronę swojego domu. Zatrzasnęła mu
drzwi niemal przed nosem. Pierwszy raz weszła do domu, gdy matka jeszcze nie
spała. Kobieta właśnie jadła kolację. Araja uświadomiła sobie, że jej jedynym
większym posiłkiem była drożdżówka zjedzona w porze obiadu.
-
Nic już nie ma? – Zapytała zaglądając do pustego pieca.
-
Trzeba było przyjść na czas. – Kobieta odpowiedziała jej ze złością,
pochłaniając ostatni kęs kolacji.
Araja
nawet na nią nie spojrzała. Gdy rozbierała się do snu znalazła w kieszeni bułkę
i batonik. Udało jej się zaspokoić największy głód.